Pojawiła się na dachu najwyższej kamienicy. Zwinnie zeskoczyła trochę nizej i usiadła na gzymsie.
Zupełanie z nudów wyciągnęła zapomnianą lirę, nastroiła instrument i spróbowała przypomnieć sobie wszystki wspomnienia z ni m związane. Gdy tak się stało rozpoczęła granie szybkiej, wesołej melodi, zupełnie nie pasującej do klimatu miejsca, w którym się znajdowała. Cóż, taka już po prostu była...
Po chwili znudzona zeskoczyła na ziemię, przeszłą jeszcze ze trzy kroki i `jej kształt rozwiał się na wietrze, jeszcze chwilę pozostawiając w powietrzy czerwonawą mgiełkę, widoczną tylko dla wprawnego oka, będącą efektem ubocznym teleportacji w jej wykonaniu.