Imię: Edgar
Nazwisko: de Voltar
Wiek: około 700 lat
Rasa: Czystko krwisty wampir
Proponowana ranga: Podróżnik
Królestwo: Królestwo Piekielnych
Znaki szczególne: Zabójczo hipnotyzujące fioletowe oczy i blond loki. To właśnie cały Edgar
Historia: -A co mam wam powiedzieć. Byłem zwyczajnie głodny.- Odrzekł zirytowany, wiedząc że te słowa na pewno mu nie pomogą. Znów złapali go ludzie i znów zasiadał na twardym, drewnianym krześle przywiązany i pobity. Zaschnięta stróżka krwi jeszcze niedawno ściekała mu po twarzy, biorąc swój początek z już zagojonej rany na głowie.
-Ty gnoju to była moja siostra!- pokazał na blado-białą kobietę, leżąca z otwartymi oczami na słomie. Była do połowy rozebrana, a na jej karku były ślady ugryzienia. Przyłapali go gdy dziewczyna właśnie wyzionęła ducha. Cóż. I jemu zdarzało się przesadzić. Ale jej krew była taka słodka. Rozmarzył się.
Popatrzył na swoich oprawców. Ojciec i trzech braci. Zwykli ludzie. Siedział na tym krześle tylko ze względu na łaskę jaką im okazał. A niech się chłopacy wyżyją. Ojciec, stał obok syna z toporem. Widać że, wystarczyło jedno słowo za dużo a odrąbał by mu głowę.
-Była zwykła kurewką, ale trzeba przyznać że jej krew to był rzadko spotykany rarytas!- odrzekł śmiejąc się przy tym w niebogłosy.
Tego było za dużo. Facet z siekierą zamachną się, ale co to. Chybił. Chłopak stał za plecami jego syna. W uśmiechu ukazując swoje już zakrwawione kły. Skręcił mu kark jednym sprawnym ruchem. Bo czym był zwykły ludzki kark. –Czy wy sądzicie że zwykły sznurek i jakieś drewniane krzesło mnie powstrzyma?!- znów zaśmiał się w niebogłosy, puszczając martwe ciało chłopaka. Ojciec znów zamachnął się siekierą, znów na oślep, cały w furii.
-Już wiem po kim miałaś tak smaczną krew.- ciało rosłego faceta osunęło się po belce na ziemię.
-Czemu wy ludzie, zawsze musicie urządzać tragedię i dramaty?!- przyglądał się martwym ciałom.
Od wieków żerował na ludziach. Lubił jak go przyłapywali, kobiety wznosiły wtedy wielkie płacze i żale, a faceci bezsensownie próbowali go zabić. Miał już nawet w paru krainach swoich zagorzałych wrogów, którzy zawsze witali go widłami i pochodniami. Ach wspaniali ludzi.
Żył na tym świecie wystarczająco długo by móc sobie pogrywać z ludźmi. Od wieków, mimo że ich technologie szły na przód, a oni byli inteligentniejsi, to emocje miały główny wpływ na ich zachowanie.
Polał wszystko oliwą do lamp i podpalił. Stodoła płonęła pięknym czerwonym blaskiem.
Nie chciał wspominać o swojej przeszłości. Był kim był. Teraz został cichym zwiadowcom. Obserwował całą krainę podróżując.
Teraz wrócił do Kayami. Miał nadzieje że wszystko tu nie zmieniło się tak bardzo.
Ludzie w każdym bądź razie zostali tacy sami.
Odszedł mając za sobą płonącą stodołę i uśmiech na twarzy.
Tost! Na śniadanie Tost!